Postanowiłam:
1) zwiedzić jak najwięcej Cerkwi Łemkowskich
2) posmakować wody ze wszystkich ogólnodostępnych źródełek
3) pojeździć po stronie słowackiej (ze względu na ograniczony czas jedynie w przygranicznym terenie)
4) znaleźć jakieś fajne miejsca, które zostają niezauważalne jadąc np. samochodem.
Plan dla mnie był wystarczający. Zaczęłam z tzw. kopyta! Dokładny przegląd mapy turystycznej pokazał, że Krynica Zdrój jest super bazą wypadową.
Najpierw oczywiście trzeba było znaleźć najlepsze "połączenie" z przyległą Muszyną- i takowe było. Świeżutka i jeszcze gdzieniegdzie "dopieszczana" przez budowlańców ścieżka rowerowa wiła się do samej Muszyny wzdłuż przepływającego potoku Kryniczanki i Muszynki. Rower sam jechał … a widoki przepiękne. Tam też ( na wysokości Powroźnika) zauważyłam dziwną rzecz: miesiąc wrzesień a tu ogromny czarny bocian oblatywał nad Muszynką. Tak było przez kilka kolejnych moich wizyt w Muszynie- nie odstępował strugi!!!!. Zdziwiona tą sytuacją zapytałam nawet właściciela domu mieszkającego najbliżej miejsca spotkania bociana i okazało się, że latem pomieszkuje tam od kilku lat, a na zimę gdzieś odlatuje....ale chyba nie do ciepłych krajów, bo to była połowa września???

Kolejną rzeczą, na którą chciałabym zwrócić uwagę, to MOFETY- ciekawe zjawisko wulkaniczne, gdzie ze szczelin w ziemi wydobywają się pęcherzyki dwutlenku węgla. Zobaczyłam je w Złockiem i Tyliczu. W Jastrzębiku (na zjeździe do Złockie) ustanowiono mofety jako pomnik przyrody nieożywionej im. prof. Henryka Świdzińskiego i nie dziwię się, gdyż usłyszałam je jak pracują jadąc jezdnią - zjawisko niesamowite. "Bulgotanie" cieszyło oczy i uszy ( uciekłam niestety stamtąd szybko, gdyż podobno zdychają tam wszystkie latające owady (hi,hi- to pewnie i ja jako …….. byłabym zagrożona)!!!
Zapuszczając się w teren rowerem nie omieszkałam oczywiście przekraczać naszą Polska granicę. Odwiedzając cerkiew w Leluchowie zawitałam także do najbliższej miejscowości po słowackiej stronie - Ruskiej Voli. Innego dnia- po dokładnym spenetrowaniu Muszyny ( Ogrody Biblijne, Zapopradzie, Ogrody Zmysłów, Park Zdrojowy ze źródłem Antonii) zauważyłam, że pieszym niebieski szlakiem połączonym z niebieską "rowerówką" można przedostać się także na teren Słowacji do miejscowości Legnava. No to dawaj...jedziemy. Na mapie wyglądało normalnie, ale w rzeczywistości za pierwszym podejściem musiałam się wycofać- raz, że szlak gdzieś w trawie się schował to jeszcze pogoda zapowiadała burzę....a kolacja czekała na mnie w Krynicy. Ale już następne podejście było zdecydowanie spokojniejsze. Przeprowadziłam rower ze stromizny za Borysowem i pojechałam zgodnie ze szlakiem i utorowaną drogą przez pola. To była piękna wyprawa. Droga wiła się w dół Popradu z lekkimi uskokami przy miejscowości Maly Lipnik. Niesamowicie wyglądały tereny po słowackiej stronie: Łopata Polska i Łopata Słowacka a później podjazd na specjalnie wybudowany tylko dla rowerzystów i pieszych most w Żegiestowie. I w tamtym miejscu znowu znalazłam się na terenie RP. Cóż, tylko powrót już niekoniecznie był interesujący, bo droga 971 nie posiada poboczy (choć był wymalowany czerwony szlak rowerowy).
Wycieczki moje to były samotne wyprawy kuracjuszki sanatorium ZUS po złamaniu nogi, ale myślę, że zobaczyłam prawie wszystko co było możliwe do zobaczenia. Na pewno nie byłoby to możliwe, gdybym jeździła długie dystanse z nosem wpatrzona w asfalt. Dlatego zachęcam do spokojnego zwiedzania na rowerze. Czasami watro właśnie spokojnie jeździć kręcąc głowa w lewo i prawo. Nie śpieszmy się, bo uciekają rzeczy i miejsca, które godne są zatrzymania i obejrzenia oraz utrwalenia w pamięci.
Pozdrawiam- Renata Tomczak