czwartek, 16 lipca 2020

Cztery dni pełne wrażeń


Każdy rowerzysta za punkt honoru bierze sobie by wyruszyć (choć raz w roku ze względu na ograniczenia urlopowe)  na kilkudniowy wypad w znane sobie bądź nieznane tereny. Nasz prywatny klub liczący 10 osób jest specyficzny ze względu na ich członków i miejsce zamieszkania.  W skład grupy wchodzą trzy małżeństwa, jedna para, dwóch "silngli" bo niestety współmałżonkowie nie uprawiają turystyki rowerowej)…..
Członkowie z całej Polski , więc  też wycieczki naszego klubu rozkładają się po całej Polsce.
Układ tej wycieczki był następujący:
Pierwszego dnia odebraliśmy Zosię z kieleckiego dworca PKP i wyruszyliśmy z nią na ostatni jej etap wycieczki trasą green velo do Końskich. Trasa oznakowana bardzo dobrze ( chociaż może inni mają inne odczucia...  ja nie mam, bo akurat mieszkamy w Kielcach i znam ten szlak).  Zosia kilka razy mnie zawracała i upominała, ale to dlatego, że ona nie lubi "na skróty" jechać tylko wyznaczoną trasą.... a ja niekoniecznie. Kilka "myków" bym zrobiła- ale niestety musiałam się dostosować do kierowniczki tego turnusu.
Marek po raz pierwszy wyruszył na cztery dni jazdy rowerem, wiec można powiedzieć, że "świeżak" i taki wypad to dla niego "chrzest bojowy"!!!. Droga i super pogoda  sprawiły, że spokojnie dojechaliśmy do Sielpi Wielkiej. Krótki odpoczynek nad zalewem i ruszamy na ostatnie 10 km trasy green velo do Końskich, by na nocleg dojechać do Nieba. Wszystko byłoby super, gdyby nie trasa ostatnich kilometrów. Jak to się w ogóle stało, że członkowie projektu z województwa świętokrzyskiego zgodzili się, by trasa green velo wiodła ciągiem pieszym wzdłuż głównej drogi  nr 728 i dodatkowo przed ekranami akustycznymi????.  Niestety,  wszyscy turyści rowerowi przez 10 km mają w uszach decybele hałasu samochodowego i opary spalin. A byłoby tak super, gdyby  trasa wiodła przez sosnowy las ( piachy z pewnością nie byłyby straszne).... Piekło...Niebo, gdzie jest spokój i brak ruchu samochodowego.
No ale cóż- daliśmy radę dojechać na nocleg do Nieba kończąc przy ognisku wieczór.
Drugi dzień to jazda przez Radoszyce, Hucisko, Czermną do Przedborza. Tym razem nie zobligowani szlakiem wybraliśmy opcję-ROWER GÓRSKI" i jechaliśmy jedynie przez piękne lasy i łąki. Trzeci dzień wyprawy można nazwać "stacjonarny", gdyż bagaże zostały w schronisku PTSM w Przedborzu a my  jechaliśmy bez obciążenia. Do naszej grupy dołączył singiel Fredek ( czyli było już 40% klubu). Trasa priorytetowa: DOJO Stara Wieś. Każdy kto był na zorganizowanym przez nieistniejący już Świętokrzyski Klub Turystów Kolarzy PTTK "KIGARI" -"Trójprzymierzu 2017" wie co to znaczy. Pamiętam, że wszyscy byli  Europejskim Centrum Budo zachwyceni, więc postanowiłam pokazać ten obiekt także mojemu mężowi- niech skorzysta z faktu, że poznaje ziemię przedborską i zobaczy, ile ciekawych rzeczy można zwiedzić jadąc rowerem.
Wieczorem w schronisku bezpieczna integracja z przebywającym tam warszawskim klubem rowerowym KINOWA. Pani Prezes Ela zdradziła tajemnicę  nazwy klubu, która pochodzi od  ulicy, gdzie 50 lat temu zaczęli spotykać się rowerzyści, by wyruszać na wycieczki. Ot....jakie to proste!
 A ostatni czwarty dzień  to niestety już powrót na kołach do domu.....




https://www.facebook.com/tomczakren