poniedziałek, 29 grudnia 2014

Felieton jesienno-zimowy redaktora "M.S."


„Karuzela rowerowych absurdów”

Przeglądając onegdaj fora rowerowe, natknąłem się na opinię jednego z użytkowników przerzutki STX RC;  „…a jak się rozsypie, to na pewno jej nie wyrzucę – deklarował - tylko włożę w ramki i będzie służyła za wzór idealnej przerzutki”. To stary post i zapewne teraz rzeczona przerzutka wisi sobie w tych ramkach, w garażu jej posiadacza. Lecz wcale bym się nie zdziwił, gdyby jeszcze nie korzystała z zasłużonej emerytury. Solidna, bo wykonano ją w połowie lat dziewięćdziesiątych. Był to czas, gdy Japończycy jeszcze wierzyli w zarządzanie jakością. Później po japońskiej jakości przetoczył się globalizacyjny walec i bracia Shimano...
oddali ją w ręce mniej wykwalifikowanych sąsiadów. Jednocześnie skończył się czas, gdy jakość produktu zależała od kwalifikacji inżyniera, który go zaprojektował oraz robotnika, który go wytwarzał. Teraz zależy od tych, co nimi zarządzają. Jakościową groteskę widać gołym okiem. Ludzie z korporacyjnego managementu mający do południa usta pełne frazesów na temat jakości swoich produktów, po lunchu główkują jak by tu ten produkt popsuć, czyli zrobić mu „kuku” poprzez planned absolescence, czyli planowe postarzanie. Skądinąd trudno im się dziwić, wszak nie chcą wypaść z tej wirującej coraz szybciej karuzeli absurdu - kupuj wyrzucaj, kupuj wyrzucaj, kupuj… Rower opierał się temu długo, bo ta fenomenalna maszyna składa się z części, które użytkownik, póki co, może wymontować i założyć inne, a to z punktu widzenia „kupuj wyrzucaj” niedobrze, oj niedobrze! Zaczęło się więc od: „żegnamy stalowe ramy bez żalu, bo teraz śmigamy na alu” oraz od eskalacji przełożeń: …wyrzuć 18, a damy Ci 21, wyrzuć 21 - damy Ci 24, właściwie to 24 też nie jest cool, bierz 27, a najlepiej 30, a dotychczasowe kasety, łańcuchy, korby, manetki i co tam jeszcze - do lamusa! Ale i ta metoda napędzania popytu się wyczerpuje, bo ileż można jeszcze upchać kolejnych trybików w rozkraczonym już ponad przyzwoitość tylnym widelcu… Napędzacze popytu wymyślili zatem moduły. No i zaczęło się: zespolone hamulco-manetki, zintegrowane korby, znitowane kasety, wciskane suporty… Następnie przyszła kolej na pseudocale 29, lecz to wszystko mało, więc kolejny sprzymierzeniec „popytotwórców” już puka do wrót rowerowego rynku, tym razem w postaci technologii 3D. Nietrudno sobie wyobrazić rower wydrukowany z włókna węglowego, w którym już nie da się odkręcić ani jednej śrubki! Dotychczasowi użytkownicy karbonowych ram raczej nie narzekają na ich trwałość, bo to jest tak, jak z tą przerzutką STX RC. Jednak gdy będą produkowane masowo, producenci postarają się tak manipulować strukturą włókien, że wystarczy silniej puknąć takim sprzętem w barierkę i rower w pokrzywy! Tak więc jeśli ktoś myśli, że wyłożą chociażby dolara na zwiększenie odporności ram karbonowych na uderzenia boczne - nie docenia popytowego lobby. Gdyby przypadkiem te węglowe cuda okazały się trwalsze, to się w nich zatopi trochę elektroniki bo ta, jak wiadomo, psuje wszystko najskuteczniej. A jakby i tego było mało, pozostaje w odwodzie dizajnerski marketing ze swoją socjotechniczną perswazją - to jest be, a to jest cacy. Reasumując, z tego produkcyjno-handlowego kamuflażu wyłania się jasny komunikat: albo kupuj-wyrzucaj, albo dobrze zapłać, to Ci nie zepsujemy. Cieszmy się więc z naszych „niedrukowanych” hi-ten’ów, alu’sów czy chromo’lów, póki można w nich wymienić choćby dzwonek…