Ostatnia wycieczka prowadzona przez
kol. Andrzeja, to piękne słoneczne przedpołudnie w towarzystwie cisowskich
lasów, przyozdobionych świeżym, seledynowym listowiem. Jechaliśmy szerokim na
kilkanaście metrów asfaltowym traktem, który się niebawem przeobrazi w drogę
Kielce – Staszów. Ale do tego czasu pozwala bezkarnie jechać rowerem
pojedynczo, parami, a nawet tyralierą, szybko lub wolno, czy też przystanąć i
podziwiać koleżanki kąpiące się w wiosennym słońcu. Właśnie ta urocza, wiosenna
lekkość bytu, zwieńczona urodzinami naszego kolegi Bogusia, stała się wartością
przewodnią ostatniej niedzieli.
PS.
Te
dwie przyjemne, rowerowe imprezy przegrodził mój rowerowy wyjazd do Gdańska.
Wprawdzie miasto dla rowerzystów bardzo przyjazne, lecz pogoda nie pozwoliła mi
tego sprawdzić – przez trzy dni lało jak z cebra...