wtorek, 6 czerwca 2017
02- 04 czerwca 2017- relacja z wycieczki
Trzeba przyznać, że każdy ( oczywiście prócz prowadzącego grupę Andrzeja Wągrowskiego) z uczestników tej trzydniowej rowerowej przygody chyba nie spodziewał się, jakie będzie musiał pokonywać różnice wysokości . No bo cóż tam miasto królewskie Kraków!!!!
Ale zacznijmy od początku....
Dzień pod hasłem: "Kraków prastary i Dolina Prądnika" były tematem pierwszego dnia wycieczki rowerowej klubu "Kigari". Oczywiście piękny Kraków zwiedziliśmy z przewodnikiem Andrzejem , który też zaplanował drogę do Tyńca rewelacyjną ścieżką rowerową.
Pokonaliśmy super podjazd pod Klasztor Kamedułów na Bielanach, żeby następnie wspiąć się jeszcze wyżej w Lasku Wolskim na Kopiec Niepodległości im. Józefa Piłsudskiego. A tam widoki zapierające dech w piersiach. I tak na marginesie- każdy kto zwiedza Kraków wybiera się na Kopiec Kościuszki, ale Kopiec Piłsudskiego – największy z pięciu istniejących w Krakowie kopców, usypany na szczycie Sowińca w zachodniej części Krakowa na terenie dzielnicy Zwierzyniec choć nie tak popularny jest godny uwagi - jest enklawą zieleni i spokoju!!!!!
Następnie niestety zmora rowerzystów, czyli pokonanie miejskiego hałasu i tłoku samochodowego, by przedostać się na Szlak Orlich Gniazd. Wszystkim rowerzystom przejazd zatłoczonym Krakowem dał nieźle w kość, ale cóż się nie robi, żeby odpoczywać w pięknej Dolinie Prądnika i Ojcowskim Parku Narodowym, który też przywitał wyjątkowym spokojem, ciszą i zielonym otoczeniem. Jeszcze tylko tak na zakończenie dnia bardzo mocny podjazd do schroniska w Woli Kalinowskiej i można było uznać dzień za bardzo udany.....
Dzień pod hasłem: " Dolinki podkrakowskie" także okazał się wysokościowo bardzo zróżnicowany. Dolinki dolinkami, ale przemieszczanie się z jednej do drugiej....... to już inna para kaloszy! Daliśmy radę zwiedzić rowerowo: Dolinę Będkowską, Dolinę Kobylańską, Dolinę Bolechowicką a w Dolinie Kluczwody spacerowaliśmy bajkowymi w wystroju korytarzami i salami największej na terenie Jury Krakowskiej - prawie 1000 m podziemnych labiryntów- Jaskini Wierzchowskiej Górnej.Choć zmęczeni ale zadowoleni z pięknego dnia kontynuowaliśmy pogaduchy już w schronisku.... do którego znowu trzeba było się wspinać na najmniejszym przełożeniu tarczy rowerowej (hi, hi,hi)
Ostatni dzień wycieczki pod hasłem: " Wyżyna Miechowska" to po prostu bardzo szybki zjazd ze schroniska w Woli Kalinowskiej do Ojcowa..... i każdy z rowerzystów przyzna rację, że jeżeli ktoś zapomniałby czegoś zabrać ze schroniska z pewnością od razu nie chciałby po to wracać!!!!
Pieskowa Skała i Maczuga Herkulesa były ostatnimi punktami zwiedzania Ojcowskiego Parku Narodowego, gdyż nadszedł czas powrotu do Kielc. Po drodze jeszcze zawitaliśmy do Imbramowic, gdzie funkcjonuje najstarszy polski klasztor żeński- Klasztor Nobertanek- ale niestety nasze koleżanki klubowe nie wyraziły chęci pozostania w nim, więc cała grupa ruszyła dalej.
Pięknymi wijącymi się drogami dotarliśmy do Miechowa, gdzie pożegnaliśmy jadących na kołach do Przedborza - kolegów Adama Skorupskiego i Mietka Słoniewskiego. I jeszcze tylko mała dyskoteka klubowa na pustym peronie na stacji Tunel (włoski repertuar!!!).... tłok w pociągu..... i podliczenie kilometrów: wypedałowaliśmy ich 170 ..... co niektórzy pomyślą , że to słaby wynik- ale inaczej by mówili gdyby z nami byli- ahoj!!!!